31 stycznia

Oto piękna zima pełna małych, białych kryształków. Postanowiłam pogodzić się z moim niedobrym obiektywem do portretów, który posiada funkcję makro. Niestety nadal z wielkimi trudnościami łapał ostrość i nie udało mi się złapać śnieżnych gwiazdek. Może to jeszcze nie mój czas na gwiazdkę z nieba?

Dworzec Centralny w Warszawie pięknieje. A ja chodzę i oglądam. Czekam kiedy remont się skończy i wtedy na pewno udokumentuję całość, ale tymczasem, możecie się spodziewać jakichś skrótów. Coraz częściej krążę znów po Warszawie z aparatem i coraz chętniej zajmuję się zwykłą dokumentacją.


30 stycznia

Zwykły nocny spacer po nowej okolicy. Uwielbiam tereny zurbanizowane i ich niespodziewane oświetlenia, więc mam powody do radości bo moja okolica wygląda mrocznie.

Nie mam świateł... A może mam, ale zawsze wydaja mi się niewystarczające. Dlatego ćwiczę. Nudne... Nadal nadchodzące egzaminy zżerają mnie od środka.


29 stycznia

Co kobieta ma w torebce? Pytanie tajemnica i nie każda kobieta chce się nią podzielić ze światem. Dzisiaj do mojego domu przyszło trochę ludzi i udało mi się nakłonić do fotograficznego podzielenia się sekretami kilka dziewcząt. Wszystkie zdjęcia opublikuję gdzieś indziej, a dzisiaj torebka Asi w wersji imprezowej. Wiem, że gdzieś już widziałam taki projekt, ale nie mogę go odnaleźć w sieci aby porównać swoje zdjęcia do tamtych.

Czuję w żołądku, zbliżają sie egzaminy, już za tydzień końcowe rozliczenie się z obecnym semestrem. Od razu odechciewa mi się robić czegokolwiek związanego z fotografią. Dom zaczyna przypominać więzienie. Nie lubię... Wronka też nie chce się ze mną bawić.


28 stycznia

 

Zima to dla mnie śnieg... śnieg i wrony.


27 stycznia

 

Nagle Pałac Kultury zniknął mi w połowie. Zauroczony, bez świadomości niemal, wcisnąłem migawkę. Długo nie trzeba było czekać na kolejne zdjęcie tego budynku prawda?


26 stycznia

Kompozycja. Jakież to łatwe słowo i trudna do realizacji czynność. Bawię się przedmiotami i kolorami. Ale ciągle mi nie wychodzi. Zgrzytam zębami, poprawiam światło, fotografuję na innym tle. Ktoś powiedział, że fotografia nie jest męcząca? Pewnie nigdy nie próbował osiągnąć efektów, które w głowie tak łatwo i bezboleśnie się udawały. Będę nadal próbować, bo przecież "ćwiczenie czyni mistrza".

Więc i ja wzorem Camparis zrobiłem sobie zdjęcie do cyklu #ludzieblogują i posłałem go na powstającą stronę-bloga

Bo kiedy zostaję sam na sam z moim komputerem, wszystko wkoło znika. Jest tylko okno na ten drugi świat. Czekam tam na znak.


25 stycznia

Kolejny miły wieczór z Żeglarzami z Catanu. Tosia jak zwykle była bardzo zainteresowana tym co się dzieje na stole. Moja druga kota chowa się widząc jak wyciągam aparat. Czyżby bała się, że źle wychodzi na zdjęciach?

Znów deptam Warszawę, znów zadzieram głowę i fotografuję piony budynków. Znów wściekam się, że nic mi nie wychodzi...


24 stycznia

To Tosia. Przeuroczy koci maluch, który za pieszczotę dałby sobie zrobić prawie wszystko. Podobno posiadanie kotów to domena starych panien. Nic dziwnego, taka pieszczocha potrafi zastąpić męskie przytulanie.

Cały czas męczę się ze szkolnym tematem. "Zdjęcie w zdjęciu", wyjątkowo kiepskie to zadanie. Po raz kolejny dorwałem się do swoich klisz i przeglądałem wakacyjne klatki, postanowiłem złożyć negatyw z pozytywem na jednym zdjęciu. Nadal nie mam nic do szkoły, ale kadr całkiem mi się spodobał.


23 stycznia

Fotograficzna dokumentacja graffiti to jedna z moich "reporterskich" aktywności. Najczęściej robię to w swoim mieście, ponieważ prowadzę bloga o Wrocławiu i mam gdzie swoją dokumentację prezentować. W innych miastach lubię utrwalać na matrycy te malunki, które w jakiś sposób wzbudziły moje zainteresowanie.

Camparis zaciągnęła mnie, żebym łaził po resztkach jakiejś hali produkcyjnej, gdzie grafficiarze używali sobie nieźle podczas jakiejś zorganizowanej akcji. Udało mi się ustrzelić ją w czasie jej polowania.


22 stycznia

Szkoła do której uczęszczam jest w Łodzi i z tego powodu co dwa tygodnie pozostaje mi wyrzucić z siebie okrzyk a'la Cezary Pazura z "Ajlawju" będący moją dezaprobatą na to co się w tym mieście dzieje. Bo ja Łodzi nie lubię. Nie lubię ogromu psich kup na ulicach pojawiających się na wiosnę, nie lubię poniszczonych dróg, które powodują, że boję się, że kiedyś zostawię na ulicy jakąś część swojego podwozia, w zimie nie lubię grubej warstwy lodu powodującej, że poruszam się po chodniku jak stary pijak. Oj, Łódź jest źle zarządzana. I mimo ogromu pięknych kamienic i świetnych starych fabryk, często nie mam ochoty jej fotografować. Bo to Łódź, ... K...wa!

Uwielbiamy pomniki wszelkiego rodzaju. W którymś momencie zeszły z cokołów do ludzi i wszędzie ich teraz pełno, większych i mniejszych, z sensem i bez sensu, byle by było co postawić. Łódź nie jest tu wyjątkiem, na Piotrkowskiej potykamy się o pianistów przy fortepianie, poetów na ławeczkach i na misie o klapniętych uszkach. A wszystko to w pobliżu łódzkiej alei gwiazd na trotuarze. Nie wiem czy to kupuję, ale ludzie chyba tak, o czym świadczyć może wytarty nos Juliana Tuwima. Nie wiem dlaczego akurat jego nos ma, wedle miejskiej legendy, przynosić szczęście.


21 stycznia

Kiedyś w szkole mieliśmy świetnego nauczyciela od reportażu, który niestety ostatnio został wyrzucony za sprawy administracyjne (!). Nauczyciel ten razem z nami robił "techniczny" przegląd wszystkich światowych konkursów reportażu. Między innymi komentowaliśmy zdjęcia World Press Photo z 2009 roku. W kategorii "życie codzienne" trzecie miejsce otrzymał fotograf Tomasz Wiech za swoje zdjęcie kanapki i kubka kawy. Jako laik staram się nie negować takich wyborów, ale to zdjęcie chętnie zbyłabym śmiechem. Internet jest przepełniony takimi naturalistycznymi fotkami, często dużo ciekawszymi niż tak jedna fota. A teraz ja postanowiłam zrobić moje "życie codzienne" zaczynające się o godzinie 7 rano. Mniej więcej codziennie o godzinie 7.50, kiedy wreszcie wysyłam dzieci do szkoły/przedszkola, kręcę się po pustej już kuchni, sprzątam i karmię koty.

Nienawidzę nie mieć czasu dla siebie. W szkolnym i pracowym rozgardiaszy w końcu wpadłem na pomysł na realizację serii "Moja Warszawa". Wybrałem nawet miejsce, przejście podziemne pod Rondem Dmowskiego. Biegnąc z labu do redakcji postanowiłem spędzić tam 30 minut na poszukiwaniu pierwszego wymyślonego zdjęcia. Odbiłem się od ochroniarza, odbiłem się od przechodniów, wściekły strzeliłem bezosobową fotkę i uciekłem do pracy. Nienawidzę nie mieć czasu dla siebie... i cierpliwości.


20 stycznia

Lubię fotografować samą siebie. Nie dlatego, że jestem bardzo fotogeniczna, ale dlatego, że dla siebie jestem niezwykle cierpliwym modelem. No i niezaprzeczalnym plusem jest fakt, że zawsze jestem pod ręką. Kiedy na mikroblogu blip (gdzie aktywnie się udzielam), wrzucono linka o portretach blogerów od razu pomyślałam, że koniecznie chcę taki portret sobie zrobić. Wiele osób na blipie zadeklarowało się, że wykona takie portrety. Wygląda na to że jestem pierwsza.

Planowałem w końcu zamknąć moją "Awersję" i złożyć ją do wydruku, brakowało mi tylko koronnego zdjęcia do całości, centrum naszego małego piekiełka, cyrkowej areny, loży błaznów. Udałem się więc do Sejmu RP, gdzie spotkałem zatroskanego, jak ja, losem Polski, marszałka Kuchcińskiego.


19 stycznia

Tak jak już pisałam w notce z 12 stycznia bardzo lubię fotografować swoje dzieci. Mam bardzo ładne dzieciaki i jestem szczęściarą, że są tak fotogeniczne! Dzisiaj próba wykonania zdjęć na zaliczenia z fotografii reklamowej. Małemu bardzo ciężko było utrzymać powagę, ale w końcu przestał się uśmiechać. Jego "smutna" buzia na zdjęciu porusza serce.

Już od dawna skończony jest remont na Placu Grzybowskim, a nie miałem okazji jeszcze go zobaczyć. Ponoć najładniej wygląda przy zmroku, kiedy zapalają się na nim światełka. Korzystając z okazji, byłem niedaleko, postanowiłem zahaczyć o niego. Niestety zawiodłem się, światełka nie zapalały się i mijał już najlepszy czas na fotografowanie ich w zestawieniu ze światłem dnia (tzw. twilight). Na szczęście, świeciły się już, mocniej niż choinki, wieżowce w okolicy. Ot taka nastrojowa fotka na otarcie łez.


18 stycznia

Kwartalnik "Fotografia" jest obowiązkową lekturą każdego fotografa aspirującego do bycia czymś więcej niż tylko amatorem. W najnowszym wydaniu uwagę moją przykuły fotografie Magdaleny Hueckel z serii Autoportrety Obsesyjne zaprezentowane na stronach 90-95. Zwróciłam na nie uwagę przede wszystkim dlatego, że jak dla mnie w tych zdjęciach nie ma nic szczególnego. Zbiór kilku fotograficznych skrótów własnego ciała, okraszony przemową filozoficzną pretenduje do miana sztuki wyższej. Chciałam spróbować wykonać jedno zdjęcie w tym stylu i wykorzystałam to co mi wpadło do ręki - stopę męża wystającą spod kołdry oraz cegłówkę z hali budowanej obok. Po wywołaniu zdjęć w B&W i zmiksowaniu ich otrzymałam fotografię, która pasowałaby do serii pani Hueckel. Nie uważam siebie za artystkę (mam nadzieję, że jeszcze), ale czuję awersję, kiedy próbuje się czytelnikom wcisnąć mdłą papkę.

Tego dnia pod Kancelarią Rady Ministrów zorganizowano pikietę. Rząd chce zabrać pieniądze na drogę na Lubelszczyźnie, mieszkańcy protestują. Głośno, kolorowo i trochę nieciekawie. Ciekawi byli panowie, którzy przygotowali transparent z napisem "Grabarczyk, minister głupich kroków". Dwaj mężczyźni, którzy go trzymali dreptali w śmieszny sposób, a dwaj inni, przebrani odpowiednio, odgrywali przed frontem transparentu scenkę ze słynnego skeczu Latającego Cyrku Monty Pythona. Piąty z panów nie mógł odpędzić się od reporterów, którym raz po raz tłumaczył co to wszystko ma znaczyć. Zainteresowanie mediów tymi ludźmi było tak duże, że ledwo i z ociąganiem zarejestrowali złożenie przez demonstrujących petycji w KRM.


17 stycznia

Kolejne podejście do zabawy w kompozycję. Pierwsze z dnia 2 stycznia było nieudane, tym razem jestem bardziej zadowolona z efektu.

Zabrałem się i ja za temat szkolny "Awersja". Postanowiłem pójść w politykę i media. Tydzień stanął więc pod znakiem szukania obrazów, które mogą pasować to odczuć odrazy, jaka mnie ogarnia na myśl o tym co dzieje się w tej sferze naszego kraju. Na początek jednak trafiłem na ścianę obklejoną resztkami podrapanych plakatów. Ten fragment, który znalazłem i prezentuję, wydał mi się znakomitą okładką do serii zdjęć, jakie zamierzam przygotować do szkoły.


16 stycznia

Psychodeliczne fotografie Janusza Leśniaka od dawna budziły moje zaciekawienie. Zawsze chciałam powtórzyć efekt strzelistości i cienia z jego mandali, ale jakoś nigdy nie było na to czasu. Przypomniało mi się to podczas dzisiejszego ciepłego spaceru po parku i okazało się, że takie zdjęcie bardzo łatwo zrobić. O wiele trudniej znaleźć jest dobre miejsce na tło oraz bawić się cieniem z równoczesnym samo-fotografowaniem.

Jeszcze nie miałem okazji na tym blogu pochwalić się moją nową współlokatorką. Nazywa się Wronka i jest dwuletnia kotką. Jest ogromnie ruchliwa, więc złapać ją przed obiektywem to wielka sztuka. Cóż, kiedyś się nauczę.


15 stycznia

Trudnym tematem do zrealizowania okazała się "awersja" z zajęć fotografii autorskiej. Wydawałoby się, że nic łatwiejszego sfotografować to czego się nie lubi. Jednak nasz nauczyciel zazwyczaj życzy sobie całej serii powiązanych ze sobą zdjęć i wymaga, aby były "smakowite". Pierwsze fotografie z tej serii wykonałam moją ukochaną analogową Holgą. Teraz mam za mało czasu, aby zdążyć z wywołaniem kliszy i zeskanowaniem zdjęć, dlatego fotografuję komórką i w programie graficznym dorabiam resztę. Jak dla mnie seria musi być jednolita technicznie.

Sobota to był dziwny dzień, więc i zdjęcie dziwne. Właściwie nie mam nic na jego temat do powiedzenia, podobnie jak na temat dnia.


14 stycznia

Obiecałam, to robię. Jakieś 10 dni temu dostałam bardzo stanowcze upomnienie od Tsara, że mimo iż mam lampy zewnętrzne w domu, to praktycznie z nimi nie fotografuję. I przyznaję, że "poszło mi w pięty". Zrobić zdjęcie z lampą jest bardzo łatwo - jeśli się nie umie, to kombinuje się, aż wyjdzie. Gorzej z pomysłem na takie zdjęcie. Dużo wcześniej trzeba zadbać o rekwizyty. Na szczęście mój rekwizyt okazał się małym amatorem bezbarwnych szminek i wystarczyło się posmarować, aby głodny na szminkę kot próbował ją zlizać.

Ciąg dalszy prób świecenia. Tym razem aranżacja jest nieco bardziej zaawansowana. Szukam sposobu na rozpraszanie światła za pomocą części scenerii. Takie pokłosie pomysłów z zajęć w szkole, na które często narzekam, ale czasem podpowiadają cudowne w swojej prostocie rzeczy.


13 stycznia

Zacząłem przygotowywać jeden z projektów fotograficznych, które siedzą mi w głowie. Do realizacji jego jest jeszcze bardzo daleko, ale postanowiłem robić rzeczy przy nim krok po kroku. Przygotowałem specjalny odbłyśnik na lampę, niedługo mam zamiar zrobić nasadkę tunelową kierującą światło. Wziąłem się też za aranżację przestrzeni. Dzisiejsze zdjęcie to pierwsza, bardzo nieśmiała próba świecenia elementów zdjęć.


12 stycznia

Rozbieranie domowej choinki to świetna okazja do zabawy, a jak przy okazji ma się śliczne dzieci, można zrobić kilka ładnych portretów. Dawno nie fotografowałam dzieciaków w przebraniach, stąd ta poważna i przejęta mina.

Kiedy kolejni ludzie odbierają nagrody Gazety Ubezpieczniowej, najciekawszy jest moment kiedy po raz pierwszy widzą olejny portret swojej osoby. Wszyscy wkoło doszukują się podobieństwa i komentują różnice. Czekałem aż prezes PZU będzie podobny do swojego "awatara" i wcisnąłem migawkę. To najlepszy moment jaki udało mi się uchwycić, zazwyczaj brakowało na jego twarzy tego charakterystycznego uśmiechu.


11 stycznia

Już w niedzielę zobaczyłem, że PeKiN jest fioletowy, ale wracałem późno i nie miałem siły wysiadać pośrodku trasy. Żałowałem, że przejdzie mi koło nosa okazja sfotografowania go w takiej postaci. Myślałem, że iluminacja związana była z finałem WOŚP. Jednak okazało się, że Pałac nadal jest piękny i niesamowicie oświetlony. Tym razem nie przepuściłem okazji...


10 stycznia

Różnie ludzie o nim mówią, ale dla mnie budynek Metropolitan, przy Pl. Piłsudskiego w Warszawie, to obiekt nieskończonych inspiracji.


9 stycznia

Niedziela późnym popołudniem, wychodziliśmy właśnie z grupką osób z zajęć z fotografii reklamowej. Przechodząc przez pomieszczenie wykorzystywane do wykonywania sesji zdjęciowych zauważyłam dziewczynę z grafiki mocującą się z ustawieniem oświetlenia bezpośredniego oraz kompletnie zdezorientowaną dziewczynę, która liczyła na profesjonalną sesję. Graficzka kompletnie sobie nie radziła z oświetleniem, skierowała na dziewczynę dwie mocne żarówki, więc zapytałam czy możemy się dołączyć. Wyprosiłam pomoc u Tsara ponieważ sama nie radzę sobie z lampami zewnętrznymi tak dobrze jak on. Zrobiliśmy przesłony, zaczęliśmy pokazywać jak ustawiać dziewczynę, i ... okazało się, że pomocą wkurzyliśmy graficzke maksymalnie. Próbowałam zrobić kilka zdjęć, aby mieć na factora, ale ciągle byłam popychana przez graficzkę. W końcu daliśmy sobie spokój i poszliśmy na frytki. Frustracja sięgnęła zenitu, kiedy okazało się następnego dnia, że oprócz paru nieudanych fotek, nic więcej nie mam na niedzielny wpis na bloga.

Święta się skończyły i nastrój też poszedł już sobie precz, choć właściwie w tym roku wcale go nie czułem. Ale wystawa ze świecącymi kulami (lodowymi?) przyciągnęła mnie do siebie. Chwilę zastanawiałem się jak też zamknąć obrazek, który widzą moje oczy, w kadrze. Zrobiłem to właśnie tak...


8 stycznia

Straszne to uczucie odkryć, że zapomniało się zabrać na zajęcia praktyczne swój aparat. Postęp techniczny zrobił ukłon w stronę zapominalskich i jeśli ma się przy sobie komórkę, można spróbować coś uchwycić. Przegapiłam sesję, ale ważne zdjęcie zdobyłam. Niesamowite że większość studentów robi setki zdjęć, aby później wybrać z nich cokolwiek. Gdy widziałam jak żarłocznie rzucają się do robienia zdjęć poczułam, że muszę ich uwiecznić.

Ja byłem jeden z tych żarłocznych :D


7 stycznia

Wrocław, moje miasto. Nie potrafię opisać jak bardzo lubię tutaj przebywać, odkrywać na nowo zakamarki, delektować się serdecznością ludzi. Nie wyobrażam sobie, że mogłabym się stąd wyprowadzić. Fascynują mnie krzywizny w odbiciach, tam jest drugi Wrocław. Inny, zupełnie nierzeczywisty. I tylko tego, kto go dostrzeże.

Byliśmy już strasznie zmęczeni, a mieliśmy przed sobą jeszcze szkołę, kiedy z niczego wpadliśmy na pomysł fotografowania Artura. Trochę wina, sprzętu muzycznego, wygłupiania się przed obiektywem i wyszła całkiem udana sesyjka, a ja miałem kolejne zdjęcie, które mogłem zaprezentować na zajęciach z reklamy.