22 stycznia

Szkoła do której uczęszczam jest w Łodzi i z tego powodu co dwa tygodnie pozostaje mi wyrzucić z siebie okrzyk a'la Cezary Pazura z "Ajlawju" będący moją dezaprobatą na to co się w tym mieście dzieje. Bo ja Łodzi nie lubię. Nie lubię ogromu psich kup na ulicach pojawiających się na wiosnę, nie lubię poniszczonych dróg, które powodują, że boję się, że kiedyś zostawię na ulicy jakąś część swojego podwozia, w zimie nie lubię grubej warstwy lodu powodującej, że poruszam się po chodniku jak stary pijak. Oj, Łódź jest źle zarządzana. I mimo ogromu pięknych kamienic i świetnych starych fabryk, często nie mam ochoty jej fotografować. Bo to Łódź, ... K...wa!

Uwielbiamy pomniki wszelkiego rodzaju. W którymś momencie zeszły z cokołów do ludzi i wszędzie ich teraz pełno, większych i mniejszych, z sensem i bez sensu, byle by było co postawić. Łódź nie jest tu wyjątkiem, na Piotrkowskiej potykamy się o pianistów przy fortepianie, poetów na ławeczkach i na misie o klapniętych uszkach. A wszystko to w pobliżu łódzkiej alei gwiazd na trotuarze. Nie wiem czy to kupuję, ale ludzie chyba tak, o czym świadczyć może wytarty nos Juliana Tuwima. Nie wiem dlaczego akurat jego nos ma, wedle miejskiej legendy, przynosić szczęście.


Brak komentarzy: